Strona:PL Gabriela Zapolska - Z pamiętników młodej mężatki.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak! To był pan Adam — ten mój pan Adam ze wsi, z pod lip, z niemieckiej nędznej chaty. Wszystko to widziałam przez jedną chwilę, bo natychmiast zamknęłam oczy i szłam tak przez sekund kilka jak ślepa, pogrążając się umyślnie w ciemności.
I pomimo moich ócz zamkniętych widziałam, jak on przeszedł ulicą, jak zbliżył się do mnie z wyciągniętą ręką.
Podałam mu swoją natychmiast. Przez rękawiczkę poznałam uścisk jego dłoni. Otworzyłam oczy. Byliśmy tak blisko siebie, oboje zmieszani, drżący. W tej chwili zrozumiałam moją pomyłkę.
To my dwoje — byliśmy dla siebie przeznaczeni!
I potem nie mogliśmy znaleźć słów odpowiednich, ani on — ani ja. On zapytał mnie bardzo cicho:
— W którą pani idziesz stronę?
Ja równie cicho odparłam:
— Na Nowy-Świat.
— Mogę pójść z panią?
— Chodźmy!