Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JAŚNIE PAN.

A tom ładnie się ubrał! już sześciu koniokradów mam na karku a teraz siódmy mi włazi!

SZMUL
(za drzwiami).

Czy to źle jaśnie panu z nami? Czy kiedy choć raz konie zginęły?...

JAŚNIE PAN
(w najwyższej pasji).

Co? jakby mi koń który zginął, to posyłam po ciebie i w łeb ci palę, jak psu!

SZMUL
(z flegmą, wsuwa się do pokoju).

Jaśnie pan tego nie zrobi, bo zabić — to nie ząb wybić; a potem, ja bym nie przyszedł. I jeszcze co jaśnie panu powiem, że jak się chce kogo zabić, to trzeba uciec na ten czas a możeby jaśnie pan czasu nie miał...

JAŚNIE PAN
(śmiejąc się).

Ha! ha! ty nie taki, Szmul, prawda?

SZMUL
(włażąc zupełnie do pokoju).

Nu, jak się jasny pan śmieje, to już dobrze. Szmul wie, że za tego zęba to dostanie jego najmłodszy syn tę arendę. On jaśnie panu dobrze zapłaci, bo to bardzo rzetelny i uczciwy żydek. Zresztą, gdzie się to jaśnie panu kłopotać i arendarza szukać, kiedy gotowy jest i już dobrze nauczony...