Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jaśnie pan nie wie, kto to złodziej jest i jaśnie pana kradnie. To nie Szmul, nie Dawid, nie Ajzyk, ale chłopy, ale baby, ale sam leśnicze... Ot, niech jaśnie pan się zapyta, czy Polikarp baby wczoraj w lesie nie złapał a świtki z grzbietu nie zdarł... Że tam biedny żyd jaką sośninę wywiezie, to zaraz gwałt i wrzask a jak baby las roznoszą w fartuchach... (wsuwa się do pokoju) to jaśnie pan nic nie mówi. Ale Szmul jest i pilnuje pańskiego majątku, bo Szmul jasnego pana na rękach nosił i makagigi na Hamana przynosił.

JAŚNIE PAN
(łagodniej).

Ty stary złodziej jesteś, ja cię znam...

SZMUL
(kłaniając się).

Nu, to na zdrowie jasnemu panu! niech mnie zna! Ja się tylko chciał spytać, czy Ben może sobie studnię wykopać koło karczmy?...

JAŚNIE PAN
(z wściekłością).

Ben znów tam siedzi? Kto mu pozwolił brać tę karczmę? Ja nie chcę, żeby on koło kolei był... Ja tę arendę oddam innemu, rozumiesz?!

SZMUL
(cofając się za drzwi).

Nu a komu?... Z naszych nikt nie weźmie a katolik z przeproszeniem zdechnie z głodu, bo to takie miejsce, że tylko żyd tam siedzieć może...