Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA III.
MAŁASZKA, później JANKIEL i SZMUL.
ஐ ஐ
MAŁASZKA
(sama).

Ja nie samowita? Pek tobie... ty dziadowski syn! Ciebie do chatyny wsadzić, tobyś rad był i śmierci czekał. (Patrzy w górę). Ciemni się. Będzie źle. A dziś Naścię Paziochową, na maju ciągnąć do karczmy będą. Toż-to się starczycka naraduje a wódki kupi. Pójdę trochę ścieżyną, może już gromada wracać będzie; coś dziś się dłużą... Hano!...

(Wybiega i spostrzegłszy Lawdańskiego i Warkę, zatrzymuje się w głębi).
JANKIEL
(bardzo piękny, młody żyd, czysto odziany — śpiewa; po skończeniu śpiewu opiera się o płot i pozostaje chwilę zamyślony, następnie mówi wolno).

Noc zapada... nu! to dobrze dla nas, to bardzo dobrze. Gdyby tak noc miała, zamiast dwunastu, osiemnaście, albo dwadzieścia godzin, toby dla nas jeszcze lepiej było...

SZMUL
(żyd, około lat osiemdziesięciu, długa, biała broda, wychodzi z karczmy i przystępuje do Jankla).

Ty, Jankiel! nad czem tak rozmyślasz a głową kiwasz, jakbyś co z humesz odmawiał?