Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na świat! na świat! Do państwa, do szerokich i widnych izb! A co mi tam tu gnić, ta marnie przepadać! Już mi tak sądzono, żebym w pańską służbę szła... Pójść muszę, bo mnie rwie, bo mnie rozszarpie, jakbym tu dłużej siedziała... (Chwyta tłomoczek i idzie ku drzwiom, nagle potrąca się o kołyskę). Tfu! Cóż to?... A, to Stefanek! (Chwila milczenia). On ta nie zmarnieje bezemnie, ja i tak jemu na plewę zdatna. Julek go wyhołubi a potem to ja wrócę... (Chce iść — rękaw koszuli zaczepia się o kołyskę; ona, zgniewana, odwraca się). Tfu! czary, Czy co? nie mogę iść — ot, wciąż mnie trzyma... (chce wyplątać rękaw). A to wprost trzyma jak rak (szarpie mocno). Urzekł mnie kto, czy co?! (wyrywa rękaw, zostawiając kawałek płótna). Ot tobie raz... (idzie kilka kroków, potrąca płonące łuczywo, łuczywo pada; ona patrzy chwilę, potem depce łuczywo nogami). Ogień mi w drogę zaszedł... to źle!... Może nie trza iść...

SZMUL
(we drzwiach).

Małaszka!

MAŁASZKA
(jakby walcząc z sobą).

A ten nawiżeny ciągle gra!...

SZMUL.

Idziesz ty, czy nie?

MAŁASZKA
(j. w.).

Idę... idę... (na stronie). Ot, prost jakbym