Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
JAN
(wyciągając rękę ku jej twarzy).

Ano, może mi się zdaje, to się przekonam!

(Kaśka porywa samowar i wybiega do pokoju).
JAN
(sam, później Kaśka).

Uciekła... E!... to jakaś strasznie zacofana dziewczyna! Kiedy uciekła, to mniejsza z tem, nie będę jej gonił! Taka tam!... Boże!... w chustce na głowie i to chce być harde!... Inna toby mi sama pod rękę podlazła, a ta się stawia. Nie będę do niej gadał. A zresztą, to nie honor tam gadać z taką biedotą. Bo już ją tłomokiem w kamienicy przezwali. A jakże — przed bramą.

(Kaśka wsuwa się ostrożnie do kuchni i staje przy progu).
JAN
(z arogancją, kładąc czapkę na głowę).

Może panna wejść, bo panny nie ukąszę. Ojej! jak się to panna boi o siebie, jakby była ze szkła!... Niech panna tylko uważa, żeby się na lwowskim bruku nie rozbiła, bo o to to łatwo... ho! ho!... bardzo łatwo!... szczególniej, jak się tak nosa do góry zadziera! (zmienia ton). A do meldunku jutro przyjść do pana rządcego!... Rozumie panna? (wychodzi, trzaskając drzwiami).

KAŚKA
(sama).

Mój Boże!... Co się jemu stało? Tak się rozgniewał na mnie, że nie dałam się uszczy-