nie mój mąż dochodzić do celu. A ja!... zresztą, co tu mówić! Pan znasz mnie dostatecznie: kark twardy, nieugięty; pogarda dla tego, co nie zgadza się z memi prostemi pojęciami.
Więc — walka? ciągła walka?
Na śmierć i życie. Czasem muszę bronić wolności mego postępowania i charakteru całą siłą. Ale nie tylko siebie bronię, lecz także i duszy mego dziecka. Ten fałsz, ta jakaś układność wobec tych, od których zależymy, zaczyna mi się przedostawać do duszy mej córki. A ja pragnę mieć ją tak silną i hardą, jak ja jestem. Choćby jej nawet było ciężko przez to w życiu — mniejsza z tem!
Jak ja ci zazdroszczę, Anno!
Mej siły żywotnej? Ależ pan chyba, jako mężczyna, musisz mieć jej jeszcze więcej.
Moja męskość nie gra w tem żadnej roli. (Wyciąga ręce przed siebie). Zmęczony jestem, Anno! zmęczony!