Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

własnej jest struną najsilniej rozbrzmiewającą i podaną do grania umiejętną ręką.
Tuśka powstaje z łóżka i nerwowo zbliża się do okna.
— Przecież choćby dlatego, że grałem w »Weselu«... — ciągnie dalej swoje Porzycki — powinien wiedzieć, kim jestem!
— Tak, tak — przyświadcza Tuśka.
— Widziała mnie pani w »Weselu«?
— Naturalnie.
Aż drży, aby nie wziął jej na egzamin, którą grał rolę, bo będąc na sztuce, nie interesowała się aktorami.
— No... widzi pani... Czy można mnie nie zauważyć?
— Nie, nie można!
Tuśka jest coraz więcej zdenerwowana. To zajmowanie się sobą i swojem aktorstwem wydaje się jej więcej, niż niewłaściwe. Mógłby też zwrócić uwagę na to, co się z nią dzieje.
— Teraz nie będzie się pan dziwił niczemu! — mówi, siadając przy oknie i opierając się o ramę.
Porzycki ma minę złapaną. Właściwie nie wie, czemu ma się dziwić i dlaczego nie ma się dziwić.
Zbliżenie się Tuśki działa jednak na niego tak, jak zawsze. Ogląda się i szybko zaczyna całować jej ręce, które wysuwają się śliczne i kształtne z pod fałdów szala. Ta pieszczota doprowadza Tuśkę do szczytu. Zaczyna szlochać, z początku cicho, potem z coraz większą gwałtownością.
— Ja tego wszystkiego nie przeniosę!
— Ależ...
— Niema ależ... Pan tego nie czuje, pan nie rozumie, co się we mnie dzieje? Pan nie wie, co ja znoszę za męki!...
— Pani taka z nim nieszczęśliwa?
Mówili z sobą mało o jej domowem pożyciu. Z samego początku kilkakrotne jej odezwanie się dawało do poznania, że stosunek jej do męża jest bardzo correct i że