Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na piętrze, tuż nad ich głowami i udziela mu rad bardzo dwuznacznych, zaprawionych istotnie dowcipem komiwojażera. Chwilami przybierał smutną minę wzdychając: Biedaczka! to znów z wyrazem wściekłości mruczał przez zęby: Gałganie pruski, odstąp!
Co parę chwil, gdy zdawano się o tem zapominać, wykrzykiwał głosem drżącym: Dość już! dość! i ciszej, jakby mówiąc do siebie samego, dodawał: Czy ją wogóle jeszcze ujrzymy; oby ją tylko na śmierć nie zamęczył, ten nędznik!
Grube te żarty bawiły towarzystwo i nikt nie czuł się jakoś dotkniętym, bo i wrażliwość jak wszystko inne zależną jest od otoczenia, a atmosfera, jaka się tu stopniowo wytworzyła, była naładowana drastycznością.
Przy deserze zaczęły nawet panie czynić dowcipne aluzye. Oczy błyszczały; wypito wiele przy tym obiedzie. Hrabia, który nawet w podnieceniu umiał zachować pozory godności, zrobił porównanie, przyjęte bardzo gorąco, o przenocowaniu na północnym biegunie i radości rozbitków, przed którymi otwiera się droga na południe.
Loiseau, pełen werwy, zerwał się z szam panem w ręku i krzyknął:
— Piję za nasze wyzwolenie!
Wszyscy po wstali, powtarzając toast. Nawet dwie zakon-