Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rolandowa zwróciła się do starszego syna:
— Piotrze, powiedz, co ty o tym myślisz?
Był tak rozdrażniony, że najchętniej byłby zaklął w odpowiedzi. Tonem suchym, drgającym od irytacji, odparł jednak:
—Och, co do mnie, to podzielam w zupełności zdanie Jana. Lubię prostotę, która jest tym dla gustu, czym prawość dla charakteru.
Matka odparła:
— Pomyśl jednak, że mieszkamy w mieście kupieckim, gdzie gust wytworny jest czymś nader rzadkim.
Odrzucił:
— Cóż z tego? Czy to ma być powodem do naśladowania głupców? Jeśli moi współrodacy są głupi lub nieuczciwi, czy ja mam iść za ich przykładem? Kobieta uczciwa nie popełni chyba błędu dlatego, że jej sąsiadki mają kochanków.
Jan się roześmiał:
— Dalibóg, ty masz porównania, jakby żywcem wzięte ze zbioru maksym moralizatorskich.
Piotr nie dał żadnej odpowiedzi, a matka i brat znów zaczęli mówić o materjałach i fotelach.
Patrzył na nich, jak patrzył rano na matkę, zanim ruszył był do Trouville; przyglądał się im, jak człowiek obcy, czyniący swe obserwacje i istotnie wydało mu się nagle, że znajduje się wśród rodziny obcej.
Ojciec przedewszystkim wprawiał w zdumienie zarówno jego oko, jak myśl. Ten gruby człowiek, bez muszkułów, zadowolony z siebie, poziomy, to jego ojciec! Nie, nic, Jan nie jest w niczym podobny do niego.
Jego rodzina! Od dwuch dni ręka nieznana, zło-