Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyż wszyscy wyglądali na zadowolonych i szczęśliwych.
Szedł teraz, ocierając się o grupki rozbawione, obchodząc je, porwany nowym tokiem myśli. Wszystkie te suknie różnobarwne, niby bukiety, okrywające piasczyste wybrzeże, te materjały połyskliwe, te jasne parasolki, wdzięk sztuczny ściśniętych kibici, wszystkie te pomysłowe wynalazki mody, poczynając od maleńkich trzewiczków do najbardziej dziwacznych kapeluszy, wabność ruchów, głosu, uśmiechu, cała kokieterja na tej plaży, wydała mu się nagle olbrzymim kwiatem przewrotności kobiecej. Wszystkie te strojne kobiety chcą się podobać, wabić, kusić kogoś. Robią się pięknymi dla mężczyzn, dla wszystkich mężczyzn, z wyjątkiem własnych mężów, których już nie potrzebują czarować. Robią się pięknymi dla kochanków dzisiejszych i jutrzejszych, dla nieznajomych, spotkanych przypadkowo, zauważonych, lub może oczekiwanych.
A ci mężczyźni obok nich, z oczyma zatopionymi w ich oczach, z ustami tuż przy ich ustach, przyzywali je, pożądając, polowali na nie, jak na zwierzynę chybką a umykającą, pomimo, że wydawała się tak bliską i łatwą do ujęcia. Ta plaża ogromna była niejako halą miłości, gdzie jedne się sprzedawały, inne oddawały, jedne handlowały swymi pieszczotami, inne je tylko przyrzekały. Wszystkie te kobiety myślały o jednej tylko rzeczy: ofiarowywały się i budziły pożądliwość swym ciałem już oddanym. już sprzedanym, już przyrzeczonym innemu mężczyźnie. I pomyślał, że na całym świecie dzieje się zawsze to samo.
Matka jego postąpiła jak inne — oto wszystko! Jak inne? Nie! Istnieją wszak wyjątki liczne, bar-