Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rego, krótkie, twarde, uciążliwe, wychodzące zapewne z piersi ojca; i skurczył się cały na myśl jakby dopiero co wybłysła w jego świadomości, że ci dwaj ludzie, chrapiący w tym samym mieszkaniu, ojciec i syn, są sobie zupełnie obcy! Żaden węzeł, najlżejszy nawet, nie łączy ich z sobą, a oni o tym nie wiedzą! Czule ze sobą rozmawiają, ściskają się, radują i zajmują wspólnymi swymi sprawami, jak gdyby tasama krew krążyła w ich żyłach. A przecież dwaj ludzie, zrodzeni na dwuch przeciwległych krańcach świata, nie mogliby sobie być bardziej obcymi, niż ten ojciec i syn. Sądzili, że się kochają, ponieważ kłamstwo wzrosło między nimi. Kłamstwo stworzyło tę miłość ojcowską i synowską. Kłamstwo niemożliwe do odsłonięcia, o którym nie będzie wiedział nikt, prócz niego, syna.
A jednak, jednak, może się przecież myli? Jak sprawdzić? Ach, gdybyż pochwycić jakieś podobieństwo, najlżejsze podobieństwo między ojcem a Janem, to podobieństwo tajemnicze, przechodzące z przodka na najdalszego prawnuka, dowodząc wspólności krwi. On, lekarz, potrzebowałby tak niewiele do uchwycenia jakiejś cechy wspólnej: kształt szczęk, linja nosa, oddalenie oczu, zęby lub owłosienie, mniej jeszcze: gest jakiś, przyzwyczajenie, sposób zachowania się, zamiłowanie jakieś, najdrobniejszy wyraz charakterystyczny wystarczyłby dla oka wprawnego.
Szukał i nie przypominał sobie nie, nie, nic zgoła. Źle zapewne patrzył, źle obserwował, nie mając potrzeby odkrywania tych oznak nieuchwytnych.
Wstał, by wrócić do pokoju i wolnym krokiem począł wchodzić na schody, wciąż zamyślony. Przechodząc koło pokoju brata, przystanął raptownie, z ręką wyciągniętą do otworzenia drzwi. Zawładnęło