Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swe odrętwienie i przyniósł porzeczkówkę i dwa kieliszki.
— I cóż? — spytał doktór – co słychać z tym nowym likierem?
Stary wyłuszczył, że cztery główne kawiarnie przyrzekły go puścić w kurs, a dwa dzienniki zobowiązały się go reklamować w swych ogłoszeniach, w zamian za pewne środki apteczne, zaofiarowane redaktorom.
Po długiej chwili milczenia Marowski spytał, czy Jan już naprawdę jest w posiadaniu owego majątku, poczym zadał mu jeszcze parę pytań w tej samej kwestji. Jego trwożne przywiązanie do Piotra oburzało się na tę niesprawiedliwość. A Piotr zdawał się słyszeć, odgadywać, przenikać, czytać w jego oczach odwróconych, w tonie wahającym jego głosu, słowa cisnące mu się na usta, których jednak nie wypowiadał, nie wypowie nigdy, on, tak rozsądny, tak przezorny i nieufny.
Nie miał już żadnych wątpliwości, że stary myśli oto w tej chwili: „nie powinieneś był pozwolić na przyjęcie tego spadku, który rzuci podejrzenie na twą matkę“. A kto wie, może nawet sądzi, że Jan jest synem Marechala. Napewno tak sądzi! Jakżeby nie miał sądzić, gdy się to wydaje tak prawdopodobnym, tak możliwym, tak oczywistym? Alboż on sam, syn, nie walczy od trzech dni całą siłą, całą przebiegłością swego serca, przeciw swemu rozumowi, pragnąc zwalczyć to podejrzenie straszliwe.
I nagle, raptownie, potrzeba samotności, przemyślenia, przedyskutowania z samym sobą, spojrzenia odważnie w oczy, bez skrupułów, bez słabości tej rzeczy potwornej a możliwej potrzeba ta opanowała go z taką siłą władczą, że nie wypiwszy nawet swej porzeczkówki, wstał, uścisnął dłoń zdu-