Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tu. Lekki wietrzyk, zawiewający od miasta, napinał górną część żaglu tak lekko, że nie było go wcale czuć, a „Perła“ wydawała się ożywioną własnym życiem, życiem łodzi, pędzonych siłą tajemną, w nich ukrytą. Piotr wsparł się wygodnie i z cygarem w ręku, nogami wyciągniętymi na ławie i oczyma nawpół przymrużonymi przed oślepiającym słońcem, patrzył na mijające ich potężne, smołą zlane pale, o które rozbijały się fale nadbrzeżne.
Gdy wypłynęli na pełne morze, dosięgając północnego cyplu zatoki, która ich zasłaniała, wiatr silniejszy dmuchnął na twarz i ręce doktora, niby chłodna pieszczota, torując sobie drogę do piersi, która się rozszerzyła głębokim westchnieniem, chłonąc ten wiew; żagiel brunatny zaokrąglił się mocno wzdęty, przechylając „Perłę“ i przydając jej chyżości.
Jan Barte zatknął żagiel trójkątny, który na wietrze wyglądał niby duże skrzydło, a nastawiwszy go we właściwym kierunku, rozwinął też żagiel tylny.
Wówczas łódka nagle przechyliwszy się na bok i biegnąc z ogromną szybkością, poczęła wprawiać w szmer coraz żywszy wodę, która pieniąc się uciekała po obu stronach.
Dziób łodzi pruł morze, jak socha pługu zaciekła, a fala wznosząc się lekka, spieniona, uwypuklała się i opadała, jak skiby ziemi czarne i ciężkie opadają na zorany zagon.
— Za każdą nową falą. a były krótkie i coraz szybsze, „Perła“ doznawała wstrząsu, a Piotr musiał silniej ujmować ster; a ilekroć wiatr zadął mocniejszy, fale podmywały łódź, jakby ją chciały pochłonąć. Parowiec z Liverpoolu zarzucał właśnie kotwicę, czekając przypływu; okrążyli go, następ-