Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sam nie wiesz, Piotrze, jak umiesz być dowcipnym i zajmującym, skoro tylko chcesz.
Matka oczarowana zauważyła:
A on mówił ciągle, wpadając na coraz inne pomysły, kreśląc znakomite sylwetki ich przyjaciół. Celem jego pocisków był Beausire, a potroszę też pani Rosemilly, lecz dowcipy te utrzymywał w tonie dyskretnym, niezbyt złośliwym. I patrząc na swego brata, myślał: Broń-że jej głupcze! Na co ci się przyda majątek, kiedy mogę cię zaćmić każdej chwili, ilekroć mi się tylko spodoba.
Przy kawie zwrócił się do ojca:
— Czy ojcu dziś potrzebna “Perła”?
— Nie, mój chłopcze.
— Mogę więc wyruszyć z Janem Barte?
— To się rozumie, o ile tylko masz ochotę.
W pierwszej trafice, koło której przechodził, kupił sobie dobre cygaro i lekkim krokiem podążył w kierunku portu.
Patrzył na niebo, jasne, przeźrocze, bladolazurowe, czując się odświeżonym, ożywionym słonym powiewem od morza.
Majtek Papagris, zwany Janem Bartem, drzemał w głębi łodzi, którą miał mieć gotową codziennie w porze południowej, o ile już rano nie wyruszono na połów ryb.
— My dwaj ruszamy! — krzyknął Piotr.
Po drabince żelaznej zeszedł z brzegu, wskakując prosto do łodzi.
— Jaki wiatr? — spytał.
— Ciągle wschodni, panie Piotrze. Dobrze będzie na pełnym morzu.
— Dobrze więc, ojcze, ruszajmy.
Podnieśli kotwicę, rozpięli przedni żagiel i łódź zaczęła się zwolna ślizgać po spokojnej wodzie por-