Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Znał ich niewiele, gdyż w dzielnicy łacińskiej utrzymywał był stosunki dwutygodniowe, zrywane po wydaniu pensji miesięcznej, a odnawiane lub nawiązywane z inną kobietą w miesiącu następnym. A jednak musiały gdzieś istnieć istoty bardzo dobre, bardzo łagodne i działające bardzo kojąco. Jego matka naprzykład, czyż nie była uosobieniem rozsądku i wdzięku ogniska domowego? Jakżeby pragnął znać kobietę, prawdziwą kobietę!
Wstał nagle z postanowieniem złożenia wizyty pani Rosemilly.
Lecz zaraz usiadł znowu. Ta mu się stanowczo nie podoba! Dlaczego? Była zbyt trzeźwo rozsądna i pozioma; a przytym czyż nie zdawała się skłaniać raczej ku Janowi? Nie uświadamiał sobie jasno, że to jej przenoszenie Jana znacznie się przyczyniało do obniżenia jego sądu o inteligiencji wdowy, bo jakkolwiek kochał brata, nie mógł się jednak powstrzymać od uważania go za trochę przeciętnego i stawiania siebie ponad niego.
Nie może tu jednak zostać do późnej nocy i oto podobnie jak zeszłego wieczora zadał sobie trwożne pytanie: — Coby tu począć?
Czuł w duszy potrzebę czułości, pragnął, by go ktoś teraz uściskał, pocieszył. Pocieszył? Z jakiego powodu? Nie umiałby tego powiedzieć, lecz opadła go właśnie jedna z chwil słabości i wyczerpania, kiedy obecność kobiety, pieszczota kobieca, dotknięcie ręki, muśnięcie sukni, łagodne spojrzenie oczu czarnych, czy błękitnych, stają się potrzebą nagłą a nieodzowną naszego serca.
I przypomniał sobie pewną kelnereczkę, którą pewnego wiczoru odprowadził był do domu, a później odwiedzał od czasu do czasu.
Wstał więc ponownie, by z nią pójść wypić