Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ogromny majątek, dzięki któremu pozna mnóstwo rozkoszy pożądanych od dawna, których jednak musiał się wyrzekać przez skąpstwo ojca.
Wstał i zaczął się znów przechadzać wzdłuż brzegu. Odrazu czuł się lepiej, zadowolony, że zrozumiał, przychwycił siebie samego, odsłonił w sobie tę tajemną drugą naturę.
— Więc byłem zazdrosny o Jana — pomyślał. — Dość chyba podle! Jestem już tego pewny, bo pierwszą moją myślą było że ożeni się z panią Rosemilly. A jednak się nie kocham w tej rozsądnej indyczce, mogącej człowiekowi obrzydzić raz na zawsze i zdrowy rozum i mądrość. Więc zazdrość platoniczna, kwintesencja zazdrości, zazdrość dla zazdrości. O, takie kwiatki należy pielęgnować!
Przystanął koło masztu sygnałowego, oznaczającego głębokość wody w porcie, następnie zapalił zapałkę, by odczytać listę okrętów, mających zawinąć do portu. Oczekiwano okrętów z Brazylji, z la Plata, z Chilli i Japonji, dwuch statków duńskich, jednego norweskiego i jednego parowca tureckiego, który Piotra wprawił w takie zdumienie, jak gdyby był przczytał „parowiec szwajcarski“ i niby we śnie dziwacznym zobaczył ogromny statek, przepełniony ludźmi w turbanach, wspinających się po linach okrętowych w szerokich pantalonach.
— Co za głupota! — pomyślał wszak turcy są narodem zajmującym się żeglugą.
Postąpił jeszcze parę kroków naprzód, poczym przystanął, by z pewnej odległości patrzeć na przystań. Po stronie prawej, powyżej Sainte-Andree, dwie elektryczne latarnie morskie z wierzchołka Heve, niby dwa olbrzymie cyklopy bliźniacze, rzucały na morze swe długie, potężnże spojrzenia. Wychodząc z dwuch ognisk sąsiednich, dwa promienie