Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Opowiadała o odbytej wycieczce po morzu, zachwycając się naprzemian “Perłą” i panią Rosemilly.
— Ślicznie, ślicznie! — przytakiwał notarjusz.
Roland wsparty plecyma o marmur kominka, jak w zimie, gdy piec jest gorący, z rękoma w kieszeniach, poruszając wargami jakby miał świstać, nie mógł usiedzieć, ni ustać na miejscu, palony gwałtownym pragnieniem wyładowania całej swej radości.
Obaj bracia w dwuch jednakowych fotelach, taksamo założywszy nogę na nogę po obu stronach stolika, patrzyli przed siebie nieruchomo, w pozycjach jednakowych, lecz wyrażających coś wręcz przeciwnego.
Nareszcie ukazała się herbata. Notarjusz wziął filiżankę, ocukrzył i wypił, skruszywszy do niej herbatniczek zbyt twardy do zgryzienia; poczym wstał, uścisnął wszystkim ręce i wyszedł.
— Więc ułożone — przypomniał Roland. — Jutro, w kancelarji, o drugiej.
— Tak, jutro, o drugiej.
Jan nie rzekł ani słowa.
Po wyjściu gościa, chwilę jeszcze trwało milczenie, poczym Roland przystąpił do swego młodszego syna i klepiąc go po obu ramionach zawołał:
— I cóż ty szczęśliwcze przeklęty, nawet mnie nie uściskasz?
Wówczas Jan się uśmiechnął i ściskając ojca rzekł:
— Nie sądziłem, by to było tak nieodzowne.
Ale stary nie posiadał się już z radości. Chodził po pokoju tam i napowrót, bębniąc po meblach palcami o niezgrabnych paznokciach, okręcał się na piętach, raz wraz wykrzykując: