Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z przyjemnością; ja również przyjmuje bez ceremonji, bo smutno byłoby mi spędzić dzisiejszy wieczór samej.
Piotr słysząc to, trochę już dotknięty chłodem młodej kobiety, mruknął: — Brawo, oto wdowa zaczyna się rozkrochmalać. — Od kilku dnia stale ją nazywał „wdowa“, a słowo to całkiem zresztą niewinne, drażniło Jana z powodu akcentu, w którym dopatrywał się złośliwości i obelgi.
Trzej mężczyźni nie zamienili już ani słowa aż do progu mieszkania. Był to dom wąski, złożony z parteru i dwóch małych piąterek, przy ulicy Normandzkiej. Służąca, dziewiętnastoletnia dziewczyna wiejska, pobierająca małą pensję, o twarzy nadmiernie zdziwionej i zwierzęcej, typowej u wieśniaków, otworzyła bramę, zamknęła ją i za państwem weszła do salonu na pierwszem piętrze, poczem, rzekła:
— Jakiś pan tu był trzy razy.
Roland, który nie odzywał się do niej bez warknięcia lub zaklęcia, krzyknął:
— Któż to był u djabła?
Przyzwyczajona do podniesionego głosu swego pana, odparła:
— Jakiś pan od notarjusza.
— Od jakiego notarjusza?
— No, od pana Canu.
— I cóż powiedział ten pan?
— Że pan Canu przyjdzie tu sam wieczorem.
Pan Lecanu był notarjuszem i potroszę przyjacielem starego Rolanda, którego interesa prowadził. — Wobec zapowiedzianej wizyty na wieczór, chodzić musi widocznie o coś ważnego i pilnego; i czwórka Rolandów zamieniła wzajem spojrzenia, zaniepokojeni tą wieścią, bo zwykle ludzi średnio