Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czemu, że dźwięk, głos bezpotrzebny drażni jak obelga.
Piotr Jan uspokojni, wiosłowali powoli, a ,Perła“ zdążała w stronę portu, całkiem maleńka obok wielkich statków.
Gdy dotarła do brzegu, majtek Papagris czekający jej przybycia, podał paniom rękę przy wysiadaniu, poczem ruszono ku miastu. Tłumy ludzi spokojne, tłumy ludzi, wychodzących co dnia na wybrzeże w chwili przypływu, również zawracały ku miastu.
Panie szły przodem, a za niemi trzech mężczyzn. Przechodząc ulicą Paryską, przystawały od czasu do czasu przed magazynem mód lub wystawą jubilerską, by oglądać jakiś kapelusz lub klejnot, poczem znów szły w kierunku domu, wygłaszając sądy o przedmiotach oglądanych.
Przed Placem Giełdy, Roland przystanął, by jak codziennie przyglądać się wielkimm warsztatom okrętów, gdzie ogromne kadłuby statków stłoczone jeden obok drugiego, piętrzyły się w kilku szeregach. Niezliczona mnogość masztów na przestrzeni kilku kilometrów wybrzeża wszystkie maszty zaopatrzone rejami, strzałami, sznurami, nadawały miastu zaraz u wstępu wygląd wielkiego, martwego lasu. Po nad tym lasem bezlistnym krążyły mewy, czatując na każdy szczątek, ukazujący się na wodzie, by się nań rzucić, niby kamień spadający prostopadle; a chłopiec okrętowy, który się tu wspiął dla przymocowania windy, czynił wrażenie łobuza, wspinającego się na drzewa w poszukiwaniu gniazd.
— A gdybym tak bez ceremonii poprosiła panią na obiad, by spędzić razem dzień dzisiejszy — spytała pani Rolandowa, zwracając się do wdówki.