Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciał nagich, obrzydliwszy od skóry lub sierści zwierząt. I w rodzaju suteryny ciemnej i niskiej, przypominającej podziemie kopalń, Piotr zobaczył setki ludzi, mężczyzn, kobiet i dzieci, pokotem leżących na ziemi, lub na deskach, przytwierdzonych do ścian. Nie był w stanie rozróżnić twarzy, lecz całe gromady w łachmanach, tłumy nieszczęsnych, zwyciężonych przez życie, wyczerpanych, zmiażdżonych, jadących z wynędzniałymi żonami i kupą dzieci osłabionych do ziemi nieznanej, gdzie mieli nadzieję nie przymierania może głodem.
Myślał o pracy dokonanej, pracy zmarnowanej, o wysiłkach daremnych i walce zaciekłej, dzień po dniu podejmowanej od nowa, o energji rozproszonej tych żebraków, mających znów rozpocząć niewiadomo gdzie tę wstrętną nędzę istnienia i miał ochotę krzyknąć: — Ależ rzućcie się do wody ze swymi samicami i potomstwem! — A serce jego ścisnęło się żalem tak bezmiernym, że nie mogąc znieść tego widoku, znów wrócił do siebie.
Rodzice, brat i pani Rosemilly czekali już w jego kabinie.
— Tak wcześnie — rzekł.
— Tak — rzekła Rolandowa głosem drżącym — chcieliśmy jeszcze chwilkę módz patrzeć na ciebie.
Spojrzał na nią. Była cała w czerni, jakby w żałobie i nagle spostrzegł, że włosy jej z lekka dopiero szpakowate przed miesiącem, były teraz siwiuteńkie.
Trudno było umieścić cztery osoby w maleńkiej kajutce, więc sam wskoczył na łóżko. Przez drzwi otwarte widać było liczne tłumy, przelewające się jakby ulicą w dzień świąteczny, gdyż