Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przygotowały może jego duszę do strasznego wyznania matki. Mniej go teraz kosztowało być synem innego człowieka, a jeśli po wczorajszym gwałtownym wstrząsie uczucia nie nastąpiła teraz reakcja w formie buntu, oburzenia i gniewu, czego się matka tak bardzo obawiała, to prawdopodobnie dlatego, że od dłuższego już czasu cierpiał bezwiednie, będąc synem tego dobrodusznego bałwana.
Doszli do pani Rosemilly.
Mieszkała przy ulicy Sainte-Adresse, na drugim piętrze ogromnego domu, który do niej należał. Z okien widać było całą przystań Hawru.
Na widok Rolandowej, która wchodziła pierwsza, pani Rosemilly, zamiast przywitać ją, jak zwykłe podaniem ręki, objęła ją i ucałowała, domyślając się celu jej przybycia.
Meble w salonie, obite pluszem, okryte były pokrowcami. Na ścianach, tapetowanych w kwiaty, wisiały cztery duże sztychy, zakupione jeszcze przez pierwszego męża. Przedstawiały sceny morskie, sentymentalne. Na pierwszym rybaczka, stojąca na wybrzeżu, powiewała chusteczką, odporowadzając spojrzeniem żaglowiec, niknący na horyzoncie wraz z jej mężem. Na drugim ta sama kobieta na klęczkach, rozpaczliwie wyciąga ręce ku niebu, rozrywanemu błyskawicami, wpatrzona w morze, na którem ciemny punkcik łodzi męża raz wraz wyłania się i znika wśród nieprawdopodobnie spiętrzonych bałwanów.
Dwa dalsze sztychy przedstawiały sceny podobne, rozgrywające się w wyższej sferze towarzyskiej.
Młoda, jasnowłosa kobieta, pogrążona w ma-