Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzeniu, siedzi na pokładzie okrętu, który właśnie wypłynął był na pełne morze. Okiem żałosnym, przesłoniętym łzami, wpatruje się w niknące z każdą chwile wybrzeże.
Kogo ona tam zostawiła?
Na ostatnim sztychu ta sama kobieta osuwa się zemdlona na fotel przy oknie, wychodzącym na bezmiar Oceanu. Z palców jej list jakiś opada na dywan.
Więc umarł!
Goście, bywający w domu państwa Rosemilly, stale zachwycali się banalnym smutkiem tych scen wyrazistych a poetycznych. Bez natężenia umysłu, na pierwszy rzut oka odgadywali ich znaczenie i współczuli z tymi kobietami, jakkolwiek powód smutku inteligientniejszej nie tłumaczył się całkiem jasno. Ale wątpliwość ta potęgowała jeszcze urok jej rozmarzenia. Prawdopodobnie straciła narzeczonego.
Od chwili wejścia do salonu, oczy przybyłych nieprzezwyciężenie biegły ku tym obrazom, jakby więzione ich urokiem. Odwróciwszy się na chwilę, znów wracały, by porównywać wyraz twarzy tych dwóch kobiet, podobnych do siebie jak siostry rodzone. Postacie ich odcinały się wyraziście, dzięki starannemu i dokładnemu rysunkowi, oraz lśniącej ramie, nadającej całemu salonowi charakter czystości i poprawności... spotęgowanej jeszcze resztą urządzenia.
Krzesła, podług mody niezmiennej, stały rzędem wzdłuż ściany, inne zaś w pośrodku salonu, koło stolika. Firanki białe, nieskalanej czystości, opadały w fałdach tak prostych i regularnych, że brała chęć postrzępienia ich choć trochę; najlżejszy pyłek nie przyciemniał złoconego