Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Musisz im jednak napisać dziś jeszcze — dodał.
— Zaraz nawet to zrobię. Idę. I tak nie mógłbym dziś pić kawy, zbyt jestem rozdrażniony.
Wstał i wyszedł.
Wówczas Jan zwrócił się do matki:
— A ty, mamo, co będziesz teraz robić?
— Nic... Nie wiem.
To możebyś się ze mną przeszła do pani Rosemilly?
— Tak... ale... tak...
— Wiesz przecie... że muszę dziś być u niej.
— Tak... tak... to prawda.
— Dlaczego musisz? — spytał Roland, który zresztą nigdy nie wiedział, o czem się mówi w jego obecności.
— Ponieważ jej przyrzekłem.
— Ach, tak! To co innego.
I zaczął sobie nakładać fajkę, gdy matka ze synem wchodzili na piętro po kapelusze.
Na ulicy Jan zwrócił się do matki.
— Może się mama wesprze na mem ramieniu?
Nigdy jej nie ofiarowywał ramienia, gdyż mieli zwyczaj iść obok siebie; dziś jednak to uczynił, a ona przyjęła i wsparła się na nim.
Po chwili milczenia rzekł:
— Widzi mama, że Piotr zgadza się na wyjazd.
Szepnęła:
— Biedny chłopiec!
Czemu biedny? Wcale mu tam nie będzie źle.