Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedostrzegalne, jakby za zbyt silnem pociągnięciem sznura. A on powtarzał:
— Mamo, mamo, posłuchaj mnie; To nieprawda. Ja dobrze wiem, że to nieprawda.
Spazm, dławienie chwyciły ją za gardło, poczem łkanie straszliwe wybiegło z jej piersi. I wówczas nerwy jej się rozluźniły, muszkuły napięte zwiotczały, z rozwartych palców wysunęła się poduszka. Odsłonił jej twarz.
Była całkiem blada, zbielała, a z pod jej zamkniętych powiek wypływały krople łez. Objął ją za szyję i zaczął całować w oczy długimi, rozpaczliwymi pocałunkami, które zlewały się z jej łzami, wciąż jeszcze powtarzając:
— Mamo, droga, kochana, ja dobrze wiem, że to nieprawda. Nie płacz. Ja wiem przecież, że to nieprawda!
Podniosła się, usiadła, spojrzała nań, i z wysiłkiem odwagi, jakiej potrzeba niekiedy do spełnienia samobójstwa, rzekła:
— Moje dziecko, to prawda.
I zastygli tak bez słów, jedno naprzeciw drugiego. Przez kilka chwil jeszcze dyszała, wyciągając szyję i odrzucając w tył głowę, by chwycić powietrze, poczem znów zebrała siły i powtórzyła:
— Tak, moje dziecko, to prawda. Poco kłamać? To prawda. Nie uwierzyłbyś mi, gdybym kłamała.
Wyglądała, jak obłąkana. Zdjęty strachem, padł na kolana obok łóżka, szepcząc:
— Mamo, nie mów, nie mów.
Podniosła się, z przerażającym postanowieniem i energją.