Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wstrząsający, że wyważył raczej, niż otworzył drzwi i wpadł do pokoju sąsiedniego.
Wydawał się pusty. Jedna tylko świeca, ustawiona na komodzie, oświetlała jego wnętrze.
Jan rzucił się ku oknu, które jednak było szczelnie zamknięte. Odwrócił się i trwożnym spojrzeniem przebijając mroczne kąty, dostrzegł, że zasłona nad łóżkiem jest odsunięta. Podbiegł tedy odchylił ją całkowicie. Na łóżku leżała matka, z twarzą wtłoczoną w poduszkę, którą oburącz ściskała nad głową, by nic nie słyszeć.
W pierwszej chwili sądził, że uduszona. Następnie chwyciwszy ją za ramiona, odwrócił na drugą stronę; nie puszczała jednak poduszki, zasłaniającej jej twarz, i gryzła ją, by nie krzyczeć.
Dotknięcie tego ciała zmartwiałego i kurczowo zaciśniętych rąk, dało mu poznać ogrom katuszy niewypowiedzianej. Energja i siła, z jaką palcami i zębami wpijała sobie usta, oczy i uszy, by jej nie widział i nie mówił do niej, pozwoliły mu odgadnąć, do jakiego stopnia dojść może cierpienie. I serce jego, proste jego serce, rozdzierało się litością bezbrzeżną. Nie był sędzią, ani nawet sędzią łagodnym, lecz człowiekiem pełnym słabości i synem pełnym czułego przywiązania. Nie pamiętał już nic, co tamten mu powiedział, nie rozumował, nie dyskutował, tylko obiema rękami dotykał martwego ciała matki, a nie mogąc od twarzy jej oderwać poduszki, całował jej suknię, powtarzając:
— Mamo, mamo, moja biedna mamo, spojrz na mnie!
Robiłaby wrażenie umarłej, gdyby całego jej ciała nie przebiegały drżenia ustawiczne, prawie