Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Piotr zacisnął pięście, w szale wściekłości, powstrzymując chęć nieposkromioną rzucenia się na brata i chwycenia go za gardło:
— Ach! milcz przynajmniej o tym majątku.
Jan krzyknął:
— Bo zazdrość wyłazi z ciebie wszystkiemi porami skóry. Wybucha każdym słowem, z jakim zwracasz się do ojca, do matki lub do mnie. Udajesz dla mnie wzgardę, pod którą kryje się zazdrość! Szukasz sprzeczki ze wszystkimi, bo zazdrość cię gnębi. A teraz w dodatku, gdy stałem się bogaty, nie umiesz już za sobą panować jadem bryzgasz w około, zadręczasz matkę, jakby to było jej winą!...
Piotr cofnął się aż do kominka, z ustami na wpół otwartemi, mrużąc oczy, porwany furją szaloną, pod wpływem której ludzie dopuszczają się zbrodni.
Głosem cichszym, dysząc ciężko, powtarzał:
— Zmilknij, zmilknij nareszcie!
— Nie. Oddawna już chciałem ci powiedzieć, co o tem wszystkiem myślę; ty sam wywołałeś teraz sposobność tym gorzej dla ciebie. Kocham kobietę! Ty wiesz o tem i drwisz z niej w mej obecności, posuwasz się do ostateczności. Tem gorzej dla ciebie. Ale ja ci wyrwę to żądło jadowite! Zmuszę cię, byś mnie szanował.
— Ciebie szanować, ciebie?
— Tak, mnie! Ciebie... ciebie... c onas wszystkich okryłeś hańbą, przez swoją chciwość.
— Co powiedziałeś? Powtórz... powtórz!...
— Powiadam, że nie przyjmuje się majątku od człowieka, jeśli się uchodzi za syna kogo innego.