Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w jaki nas wprawia gniew, jakiegoś pomysłu, słowa, frazesu, mogącego brata zranić najdotkliwiej.
Więc siląc się na spokój, by dobrze uderzyć, cedząc słowa, by je mocniej zaakcentować, odparł:
— Wiem, że od dawna mi już zazdrościsz i od owego czasu zacząłeś panią Rosemilly nazywać wdową, wiedząc, że mi tem robisz przykrość.
Piotr wybuchnął tym właściwym mu śmiechem urywanym, wzgardliwym:
— Ach! ach! Boże wielki! Ja zazdroszczę tobie?!... ja?... tobie?... I czegoż?... Wielki Boże. i czegóż?... Twej urody, czy twego rozumu?...
Jan jednak czuł, że dotknął rany bolesnej i odparł:
— Tak, zazdrościsz mi, i to od dzieciństwa a wściekłość cię ogarnęła, gdy spostrzegłeś, że kobieta ta mnie daje pierszeństwo, a na ciebie nie zwraca uwagi.
Doprowadzony do furji tym przypuszczeniem, Piotr jąkał:
— Ja... ja... tobie zazdroszczę? tej kapuścianej głowy, tej indyczki, tej gęsi opasłej?
Jan widząc, że cios jego był trafny, mówił dalej:
— A owego dnia na „Perle“, kiedy próbowałeś silniej wiosłować odemnie? A wszystko, co mówisz w jej obecności, by się popisywać? Bo pękasz ze zazdrości! A gdy na mnie spadł ten majątek, wściekłeś się już całkowicie i zacząłeś mi okazywać wzgardę i dokuczać na wszystkie sposoby, nietylko mnie, lecz wszystkim, bo dławi cię ta pigułka, dniem i nocą, i nie możesz jej strawić.