Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak... czarująca... dobrze zrobiłeś.
— Więc się zgadzasz?
— Tak... zgadzam się.
— Jak ty dziwnie mówisz. Jak gdybyś... nie była zadowolona.
— Z pewnością?
— Z pewnością.
I aby mu to okazać, chwyciła go w ramion; i zaczęła obsypywać pocałunkami, gorącymi po całunkami matki.
Następnie otarłszy oczy pełne łez, zobaczyli na wybrzeżu postać, leżącą na brzuchu, jakby zmartwiałą, z twarzą ukrytą na złomie: to tamten. Piotr, szarpany rozpaczą.
Więc dalej jeszcze odciągnęła swego Janka, tuż nad brzeg i długo jeszcze mówili o owym małżeństwie, którego czepiała się całym sercem.
Przypływ morza zmusił ich do cofnięcia się i połączenia z resztą towarzystwa, ciągle jeszcze zajętego połowem, poczem wszyscy wrócili na wybrzeże. Zbudzono Piotra, który udawał, że śpi, a obiad, zamówiony poprzednio w oberży, trwał bardzo długo, obficie skrapiany winem.

VII.

Wracając z wycieczki, wszyscy mężczyźni z wyjątkiem Jana, spali w powozie, Beausire i Roland co parę minut potrącali się wzajem ramionami, a wtedy prostując się na chwilkę, i roztwierając oczy, mruczeli: — śliczna pogoda! i znów; zapadali w sen.
Zanim dojechali do Hawru, byli tak rozespani, że z trudem zdołano ich zbudzić, a Beau-