Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

godzinach posiłku wracał do domu, pełen postanowień dobrotliwych, lecz zaledwie ją dostrzegł, zaledwie zobaczył jej oczy, ongi tak szczere i uczciwe, teraz unikające jego spojrzenia, trwożne, niepewne, znów mimowoli wymierzał cios, nie mogąc powstrzymać słów ohydnych, cisnących się mu na usta.
Tajemnica sromotna im tylko znana, jątrzyła go przeciw niej. Jakby we krwi miał jad trujący, i musiał kąsać, jak pies wściekły.
Nic mu już nie przeszkadzało w pastwieniu się nad nią, gdyż Jan prawie ciągle przebywał teraz w swem nowem mieszkaniu, przychodząc do domu tylko wieczór na obiad i na nocleg.
Niejednokrotnie zauważył był złośliwość i gorycz brata, przypisując to zazdrości. Postanawiał też zwrócić mu na to uwagę i udzielić lekcji należytej któregoś dnia, gdyż życie rodzinne stawało się wprost nieznośne, skutkiem tych scen ustawicznych. Obecnie jednak, mieszkając osobno, mniej odczuwał tę jego brutalność, a miłość spokoju skłaniała go do cierpliwości. Przytym oszołomiony majątkiem, myślał wyłącznie o sprawach, bezpośrednio go dotyczących. Za każdym razem przychodził do domu zajęty innym jakimś drobiazgiem, to krojem surduta, to kształtem czapki, to znów formatem wizytówek. I bezustannie mówił o szczegółach urządzenia, o deskach umieszczonych w szafie na bieliznę, o wieszadle umieszczonym w przedpokoju, o dzwonkach elektrycznych, mających zabezpieczyć przeciw wszelkiemu wtargnięciu do domu.
Postanowiono, że z okazji jego przeniesienia się do nowego mieszkania, urządzą wspólną wycieczkę do Saint-Jouin, poczym wrócą do niego