Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na widok jej męki, że ból jej osłabia jego gorycz i zmniejsza hańbę matki. Przyglądał się jej, jak sędzia, zadowolony ze swego dzieła.
Nagle się zerwała i rzuciła ku drzwiom rochem tak gwałtownym, że niepodobna go było przewidzieć, ni powstrzymać; wpadła do swego pokoju i drzwi zamknęła na klucz.
Stary Roland i doktór stali naprzeciw siebie.
— Czy ty wiesz, co to wszystko ma znaczyć? — spytał ojciec.
— Tak — odparł Piotr — to pochodzi z lekkiego podrażnienia nerwów, występującego dość często u kobiet w tym wieku. Prawdopodobnie będzie się to teraz powtarzać dosyć często.
I powtarzało się istotnie, niemal codziennie, wywoływane niejako jakiemś słówkiem Piotra, zdającego się znać tajemnicę tej choroby dziwnej a nieznanej. Śledził na jej twarzy za przebłyskiem chwilowego uspokojenia, by z podstępem kata jednem jedynem słowem znów wywołać na niej ból ponowny.
A cierpiał sam niemniej od niej. Cierpiał straszliwie, nie mogąc jej kochać, ni szanować, zmuszony ją udręczać. Rozdarłszy dostatecznie ranę krwawiącą w sercu kobiety i matki, czując jak bardzo jest nieszczęśliwą i zrozpaczoną uciekał do miasta, ścigany wyrzutami sumienia, dręczony współczuciem, tak zrozpaczony wspomnieniem jej postaci, wijącej się pod brzemieniem wzgardy synowskiej, że brała go chęć rzucenia się do morza i skończenia z sobą raz na zawsze.
Och, jakżeby teraz pragnął przebaczyć! — Nie mógł jednak, niezdolny do zapomnienia. Gdyby przynajmniej mógł ją przestać udręczać, lecz i do tego był niezdolny, sam cierpiąc bezustannie. W