Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzy uczuł dreszcz lodowaty, pod wpływem którego zamilkł przerażony, niepewny, dyszący lekko, jakby pod wpływem jakiegoś wstrząśnienia moralnego.
Powóz toczył się teraz po alei, biegnąc tuz obok jeziora, na które gwiaździste niebo rzucało całe snopy bladych świateł. Dwa, zaledwie dostrzegalne w ciemnościach łabędzie pływały cicho po jego srebrzystych falach.
— Zawracaj! — krzyknął Jerzy do woźnicy.
I powóz skręcił napo wrót, krzyżując się z innymi pojazdami, posuwającymi się powoli. Wielkie latarnie powozów błyszczały jak oczy w nieprzebitych mrokach lasku.
— Jakim to ona dziwnym powiedziała tonem! Czyżby to było wyznanie? — zapytywał sam siebie.
I pewność niemal, że oszukiwała swego pierwszego męża, napełniła go naraz wściekłością. Miał niewymowną chęć bić ją teraz, udusić, wyrywać jej włosy.
Ach! gdyby mu była odpowiedziała: „Ależ, mój drogi, gdybym go była miała oszukiwać, oszukiwałabym z tobą.“ Jak on byłby ją za to ucałował, przytulił, uściskał!
Zatopiwszy wzrok w niebie gwiaździstem, niezdolny z nadmiaru podrażnienia myśleć o czemkolwiek, siedział ze skrzyżowanemi rękami.