tkanin a zachowała w swych fałdach coś łącznego z Forestierem.
Podszedł ku oknu i zapalił papierosa.
Widok portu, szerokiej rzeki, brzemiennej ładownymi statkami, o wysmukłych masztach, para, wydobywająca się za pomocą maszyn na bulwar — wszystko to go wzruszyło, jakkolwiek znane mu było oddawna.
— Jakie to piękne! — zawołał.
Przybiegła doń Magdalena i położywszy obie ręce na ramieniu mężowskiem, pochyliła się ku niemu z gestem poddania, patrząc przed siebie wzrokiem zachwytu.
— Ach, jakie to piękne, jakie piękne! — powtarzała. — Nie wiedziałam, ze można nagromadzić razem tyle statków.
W godzinę potem jechali już do rodziców, których zawiadomili przed kilku dniami, że przybędą do nich dziś na śniadanie.
Jechali w odkrytym, zardzewiałym, brzęczącym i hałasującym powoziku. Przebyli naprzód długi i wcale niepięknie wyglądający bulwar, wydostali się na łąkę, wśród której płynęła rzeczka, wkońcu poczęli wznosić się na pagórek.
Magdalena, zmęczona, zdrzemnęła się w rogu starego powozu. Ciepłe i pieszczotliwe promienie słoneczne oblewały ją jakby rozkoszną kąpielą sielankową.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/329
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/63/PL_G_de_Maupassant_Pi%C4%99kny_ch%C5%82opiec.djvu/page329-1024px-PL_G_de_Maupassant_Pi%C4%99kny_ch%C5%82opiec.djvu.jpg)