Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spójrz tylko — przebudził ją naraz głos męża.
Byli teraz na połowie pochyłości pagórka, o słynnym z piękności widoku, dokąd zwykle prowadzono ciekawych turystów.
U stóp ich rozciągała się wspaniała, olbrzymia równina, zalana bystremi, jasnemi falami rzeki, która zataczała tutaj wielkie koło przed wejściem do Rouen. Po prawej stronie widne już było miasto, okryte w tej chwili leciuchną mgłą poranku. Słoneczne promienie oślizgiwały dachy i tysiączne w górę strzelające lub przysadkowate dzwonnice, lekkie wszystkie i misterne, jak olbrzymie klejnoty, których czworograniaste lub okrągłe wieżyczki dźwigały na głowach heraldyczne korony. Był tu cały zastęp wież i dzwonie: cały tłum gotyckich, kościelnych wierzchołków, ponad którymi królowała wysmukła strzałka katedralna, zadziwiająca igła bronzowa, najdłuższa ze wszystkich istniejących na świecie, lecz zarazem rażąca brzydotą swą i bezkształtem.
Tam znowu wprost poza rzeką wznosiły się okrągłe i grube w swych podstawach, wysokie kominy fabryk, olbrzymiego przedmieścia Saint-Sever.
Tłumniej jeszcze, niż ich bracia, dzwony wyciągały swe olbrzymie, smukłe, ceglane szyje i ginąc aż w odległej wiosce, buchały w niebo