Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mówiła poważnie — postaram się jednak być silną.
Sam nie wiedział, w jaki sposób ma jej dać do poznania, że byłby szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, gdyby mógł posiąść ją w zupełności. Nie mógł jednak powiedzieć tego w tej chwili, w tem miejscu, wobec tego trupa; mógł natomiast znaleść jeden z owych frazesów dwuznacznych, przyzwoitych i skomplikowanych, które w formie ukrytej wyrażają wszystko, co wyjawić pragniemy.
Powstrzymywał go jednak ten trup, sztywny, rozciągnięty na łóżku, a znajdujący się tak blisko. Co więcej, w zamkniętym tym pokoju czuć już było od chwili pewien odór, jakby zgniły oddech, wychodzący z tej nadpsutej piersi, ów pierwszy podmuch rozkładu, jakim biedni umarli, rozciągnięci na łóżku, przerażają dozorujących ich krewnych; podmuch straszliwy, który napełnić ma niebawem wnętrze trumny.
— Czy nie możnaby otworzyć trochę okna? — zapytał. — Zdaje mi się, iż powietrze tu niedobre.
— I owszem — odpowiedziała. — Sama już to spostrzegłam.
Podszedł do okna i otworzył. Cała wonna świeżość nocy owiała pokój i zamąciła światło gromnic. Księżyc, jak poprzedniego wieczora,