Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że do mnie należy, zrywa nadzieje, które mogła nasuwać i podbudzać. Nikczemnik tylko przyjąłby ten podział choćby pozorny tylko, a człowiek którego ja podejrzywałem o miłość dla niéj pomimowolną, jest człowiekiem z sercem i bardzo dumnym. Wszystko to jest dobrém i piękném, ze strony mojéj żony i jéj ojca, a także i ze strony téj wybornéj panny Nermont, która zawsze najlepsze dawała rady.
— Pan nie wiesz, że oni przepędzili noc tutaj, i że dotąd są jeszcze!
— Co ty mi gadasz! Biada mi! Widzieli mię podczas napadu!
— Nie, panie, ale mogli byli widzieć. Pan nie miał napadu.
— Ty kłamiesz, Dubois, mam go co noc! Valboune to wyznał; dobrze słyszałem i dobrze sobie przypominam! Żona moja chciała się dobrze zapewnić o prawdzie; wie teraz, że nie jestem już człowiekiem, i że nigdy mnie kochać nie będzie mogła!
Cezaryna posłyszawszy łkanie, weszła. Zastała go w szlafroku, siedzącego przed toaletą i gorzko płaczącego. Uścisnęła go i powiedziała:
— Szaleństwem pana jest to, że się uważasz za szalonego, innego pan nie masz. Oszukano nas: pan posiadasz cały swój rozum, że się mroczy trochę w pewnych godzinach, to mię już teraz wcale nie niepokoi. Obowiązuję się wyleczyć pana, zostając przy panu, ażeby go pocieszać, rozerwać i dowieść