Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była już czwarta rano. Dubois kazał przygotować dla nas apartament zajmowany kiedyś przez panią, de Montherme, kiedy pielęgnowała brata; nie wiedziała ona o jego powrocie i przepędzała lato w Rouen, gdzie mąż jéj miał pilnować interesów.
Poszliśmy tedy na spoczynek i mogliśmy do pewnego stopnia być obecnemi, przy przebudzeniu się markiza, znajdując się w pokoju, z którego słuchaliśmy go w ciągu nocy.
Obudził on Dubois o dziewiątéj, a rzucając mu się na szyję:
— Mój przyjacielu — rzekł — przypominam sobie dzień wczorajszy; okrutnie mię doświadczono! Dowiedziałem się, że byłem waryatem, i że żona moja boi się mnie; ale potém przyszła w chwili kiedy z zimną krwią chciałem sobie w łeb strzelić, Była dobra jak anioł, ojciec jéj wyborny, nie chcieli się ze mną sprzeczać. Obchodzili się jak z dzieckiem, ale jak z dzieckiem które się kocha. Z wolą czy mimowoli, zabrali mię do swego powozu i obwozili po wszystkich eleganckich miejscach Paryża, ażeby przekonać łudzi, że zostałem uleczony, że nie jestem waryatem, i ażeby żona mogła utrzymywać że żyje ze mną. Było mi to przyjemne i nieprzyjemne; widzę że ją obchodzi moja godność i że chce zatrzeć śmieszność mego położenia. Wdzięczen jestem jéj za to, działa szlachetnie, jak kobieta chcąca nakazać poszanowanie dla imienia które nosi. Sprawia mi jeszcze daleko większe dobro, niszczy moją zazdrość, bo udając