Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaprzeczał: wtedy nie obawiał się już wcale rozdrażnić go.
— Pan wie bardzo dobrze, mówił, — że w tém co mi pan mówi, nie ma ani słowa prawdy. Pan, jest w Paryżu a nie w Genewie; zegarmistrz nie zepsuł pańskiego zegarka dla spłatania panu figla. Pański zegarek idzie dobrze, żaden zegarmistrz nie dotykał się go.
Słyszeliśmy jak mu markiz mówił:
— A! tak! ty uważasz mię za waryata! to twoja idea!
— Nie, panie, odpowiedział cierpliwie starzec. Ja znałem pana malutkim; ja, że tak powiem, wychowałem pana; pan nie jest waryatem i nigdy nim nie był; ale pan był wielkim żartownisiem, i jest nim jeszcze; pan mi opowiadał kupę bajek, ażeby się ze mnie naśmiać; jestto przyzwyczajenie, które pan dotąd zachował. Ja się już przyzwyczaiłem do słuchania pana i do niewierzenia w nic z tego, co pan mówi:
Markiz mówił jeszcze po cichu, potém wyraźnie i rozsądnie:
— Mój przyjacielu, rzekł, ja czuję, że głowie mojéj nic a nic nie brakuje i że wkrótce zasnę; ale musisz mi przypomnieć, co ja robiłem wczoraj, bo już nic nie pamiętam.
— A ja nie chcę tego panu powiedzieć, boby pan nie spał. Kiedy chcemy spać dobrze, powinniśmy nic sobie nie przypominać i o niczém nie myśleć. No, połóż się pan, jutro rano pan sobie przypomni.