Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go nie będę. Jestem mężczyzną, i nigdy pożądliwość ducha ani ciała, jak mówią katolicy, nie opanowała mego rozumu, sumienia i woli mojéj. Rada, którą dopiero co dałem, kosztowała mię, przyznaję. Przed oczami mojemi przemknęły blaski dziwne; krew zahuczała mi w uszach, — sądziłem, że upadnę jakby piorunem rażony; potém opierałem się, żartowałem sam z siebie i rozproszyło się to jak wszystkie puste dymy, które dwudziesto-pięcio letni mózg może bardzo dobrze wydawać, nie narażając się na wybuch. Nic mi nie mów, moja ciociu, nie jestem bohaterem, a tém mniéj męczennikiem; jestem człowiekiem, a nic z tego co jest ludzkiém nie jest mi obce, jak głosi zdanie mędrca; — to też roztropność, punkt honoru, poszanowanie samego siebie, są dla mnie równie znane jak i wzruszenia młodości. Daję pierwszeństwo temu co jest dobre, nad tém coby przyjemném tylko było. Obowiązek przed rozkoszą zawsze! a dzięki temu systematowi, każdy obowiązek staje się dla mnie miłym.... Teraz pomówmy o Małgorzacie, moja droga ciociu; to mię dotyka, przejmuje i interesuje daleko więcéj. Nie dobrze z nią: codzień bardziéj się o nią niepokoję. Możnaby powiedzieć, że jeszcze coś ukrywa przede mną, co ją cierpienia nabawia, a co napróżno odgadnąć się staram. Odwiedź ją którego dnia: zostawię was same, postarasz się ją wyspowiadać. Wracam do niéj. Czy mogę wypić tę szklankę wody, co tam stoi? to ostatecznie powróci mi spokój.
Wziął szklankę, potem przypomniawszy sobie,