Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niemu. Giskon wyciągnął ręce, które zostały skrępowane przez Spendiusa. Żołnierz jakiś strącił go po między przewracających worki. Potem rozburzono namiot suffeta, lecz tam nie znaleziono nic więcej nad rzeczy niezbędnie potrzebne do życia, szukając lepiej, napotkali trzy wizerunki Tanity i w skórze małpiej zawinięty kamień czarny upadły z księżyca. Kartagińczycy, którzy mu towarzyszyli, byli to ludzie znakomici, należący wszyscy do stronnictwa wojny. Wywleczono ich z namiotów i zepchnięto w kanał napełniony nieczystościami; tam przywiązani zostali łańcuchami żelaznemi przez środek ciała do niewzruszonych palów i podawano im żywność końcami dzirytów.
Autharyt czuwał nad nieszczęsnymi jeńcami i obarczał ich wyrzutami, a ponieważ oni, nie rozumiejąc jego mowy, nie mogli dawać odpowiedzi, złośliwy Galijczyk rzuczał w ich twarze drobnemi kamykami dla wywołania jęków.
Niedługo jednak dziwne osłabienie opanowało armję. Gniew barbarzyńców przemijał a niespokojność wzrastała. Mathon doznawał nieokreślonego smutku, zdawało mu się, że obraził Salammbo, że ci bogacze byli niby cząstką jakąś jej osoby, siedział noc całą nad rowem, w którym byli uwięzieni i mniemał, że jęk ich przypomina mu dźwięki głosu tak mu drogiego.
W obozie tymczasem powstawano przeciw Libijczykom, którzy sami jedni byli zapłaceni, jednak pomimo tej niezgody rozjątrzonej narodowemi uprzedzeniami i nienawiścią osobistą, łączyło ich znowu wspólne poczucie niebezpieczeństwa, w którem nie mogli się rozdzielać. Odwet po takiej zniewadze mógł być straszliwy; trzeba im było uprzedzić zemstę Kartaginy. Narady i projekty zajmowały wszystkich, wszę-