Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niebieskich kamieni rzucił go w tłumy na zakład swojej przysięgi.
Afrykanie żądali zboża podług zobowiązań Wielkiej Rady. Giskon przedstawił im regestra Syssitów, znaczone fioletową farbą na baraniej skórze, wyliczał głośno, co weszło w mury Kartaginy miesiąc po miesiącu i dzień po dniu. Nagle zatrzymał się z wlepionemi w pismo oczyma, jak gdyby w tych cyfrach wyrok swej śmierci zoczył. W istocie senat podstępnie zmniejszył szacunek tych dostaw i zboże, sprzedawane w epoce wojennej najkrytyczniejszej ceniono tak nisko, że nie podobna było temu wierzyć.
— Czytaj dalej — wołano wokoło — czytaj dalej, czyż myślisz nas okłamać nikczemniku?
Suffet wahał się jeszcze przez chwilę, lecz nareszcie skończył swoje sprawozdanie. Żołnierze, rozumiejąc dobrze fałsz, przyjęli jednak za prawdziwe rachunki Syssitów i obfitość panująca w Kartaginie obudziła ich wściekłą zazdrość. Rozbili skrzynię z sykomoru, która była wypróżniona w trzech czwartych częściach; widząc dostawane z niej tak znaczne sumy, sądzili, że jest niewyczerpaną i że Giskon resztę skarbów ukrył w swoim namiocie. Zaczęli rozrywać worki; Matho dowodził, wołając razem z drugimi:
— Pieniędzy! pieniędzy!
Nakoniec Giskon przemówił:
— Niechajże wasz dowódca dostarczy wam tych skarbów.
I zwrócił na tłum rozszalały swe wielkie, żółte oczy i długą twarz bielszą od brody jeszcze. Strzała zaczepiona piórami w uchu jego, sterczała przy szerokiej złotej obrączce, a strumień krwi spływał od tiary po ramieniu starego wodza.
Na znak Mathona, barbarzyńcy rzucili się ku