Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/569

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzęsach, oczy poczynały się przysłaniać lekką tkanką, podobną do pajęczyny. Prześcieradło zapadło na niej od piersi do kolan, podnosząc się następnie na palcach wyprostowanych stóp; a Karolowi zdawało się że ją przygniatał ciężar olbrzymi, masy jakieś nieskończone.
Zegar kościelny wybił drugą godzinę. Słychać było szum rzeki płynącej u stóp tarasu. Ksiądz Bournisien od czasu do czasu nos głośno ucierał, a Homais’ego pióro skrzypiało po papierze.
— No, kochany przyjacielu, rzekł do Karola, idź już ztąd, ten widok serce ci rozdziera.
Po odejściu Karola, aptekarz i ksiądz powrócili do swoich przerwanych rozpraw.
— Czytaj pan Voltaire’a! mówił pierwszy; czytaj Holbach’a, czytaj Encyklopedyę.
— Czytaj pan Listy kilku portugalskich żydów! mówił drugi; czytaj Racyę Chrystyanizmu, przez Nicolas’a, dawnego sędziego!
Zapalili się, obadwa byli rozczerwienieni; dowodzili razem nie słuchając się wzajemnie; Bournisien zgorszony był takiem zuchwalstwem; Homais podziwiał tąką głupotę, i niedalekimi już byli od powiedzenia sobie wzajemnych obelg, gdy Karol ukazał się znowu. Ciągnął go tu bolesny