Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/570

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a nieprzeparty urok. Co chwila wchodził na górę.
Stawał przed zwłokami aby im się lepiej przypatrzeć, i tonął w tej kontemplacyi, która przestawała być bolesną, tak była głęboką.
Przypomniał sobie wszystkie słyszane historye o katalepsyach, o letargach, o cudach magnetyzmu; zdawało mu się że gdyby tylko chciał gorąco, potrafiłby ją wskrzesić. Raz nawet pochylił się ku niej i z cicha zawołał: „Emmo! Emmo!” Od mocnego odetchnienia jego zadrżał płomień gromnic.
O świcie przybyła starsza pani Bovary. Karol witając ją zalał się nowym potokiem łez. Staruszka próbowała, podobnie jak aptekarz, robić mu niektóre uwagi co do pogrzebowych wydatków. Uniósł się tak dalece że zamilkła, i z polecenia jego poszła nawet zaraz do miasta kupować wszystko czego było potrzeba.
Karol sam został przez całe południe. Bertę zaprowadzono do pani Homais; Felicya była na górze z panią Lefrançois, przy umarłej.
Wieczorem przyjmował odwiedziny. Wstawał, ściskał za rękę nic przemówić nie mogąc, poczem siadali wszyscy w półkole przed kominkiem. Z twarzą zastosowaną do okoliczności, za-