Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/510

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmarszczce jego twarzy. A kiedy wzrok jej padł na kominek zastawiony chińskiemi ekranami, na firanki, na fotele, na wszystkie te przedmioty, które osładzały gorycz jej życia, ogarniał ją wyrzut sumienia, a raczej niezmierny żal, który drażnił namiętność zamiast ją przytłumić. Karol spokojnie poprawiał ogień na kominku, z nogami opartemi o wilki.
W tem pachołek sądowy, nudząc się zapewne na poddaszu, zrobił trochę szmeru.
— Czy kto chodzi po górze? zapytał Karol.
— Nie, odparła, to wiatr porusza otwartym dymnikiem.
Nazajutrz była Niedziela. Emma pojechała do Rouen, aby szukać ratunku u wszystkich bankierów, których znała z nazwiska. Prawie wszyscy byli na wsi lub w podróży. Nie zraziła się jednak; od tych których zastała żądała pieniędzy, upewniając że je odda, ale teraz koniecznie potrzebuje. Niektórzy śmieli się z niej w oczy; wszyscy stanowczo odmówili.
O drugiej godzinie pobiegła do Leona i zastukała do jego mieszkania. Nikt nie otworzył. Po chwili on sam wyszedł.
— Cóż cię sprowadza?