Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pracownia Eberharda była niewielka, ale z należytym komfortem urządzona.
Pod ścianami rozciągały się sofy, których miękkie wysłanie zapraszało do wygodnego wypoczynku. Jedne drzwi wiodły do salonu, do którego przytykała sypialna kajuta hrabiego. Lampa dawała jasne światło, rzucając szczególniéj blask na biurko przymocowane przy ścianie i jak prawdziwe arcydzieło z ciemnego drzewa pysznie wyrzeźbione. Po obu jego stronach znajdowały się pyszne kryształowe lustra, w ściany wprawione. Podłogę okrywał miękki, kosztowny kobierzec, a kilka u spodu przymocowanych stołów stało przy sofach.
Eberhard usiadł przy biurku, kiedy już na dworze ściemniać się zaczynało, a wyspa Villegaignon coraz wyraźniéj występowała ze swojemi fortami, oświetlonemi strażniczemi okrętami i masztami innych na kotwicy stojących statków.
Sandok, wiedząc dobrze, iż pan jego nie lubi, aby mu w tych godzinach przeszkadzano, usiadł niedaleko steru i rozmawiał ze sternikiem Marcinem, który na wszystko dawał baczenie i jak zawsze do rozmowy mieszał swoje stare: „Niech pioruny zatrzasną — Boże przebacz mnie grzesznemu.“
Zaległa głęboka ciemność — z wyspy dano sygnał działowy, oznajmujący, że port już zamknięto. W masztowym koszu strażniczego okrętu zaświeciła czerwona latarnia, na znak dla biegu „Germanii?“
Eberhard napisał kilka listów, uporządkował papiery na biurku leżące, zapalił cygaro i położył się na sofce wgłębi swojego pokoju, puszczając wygodnie w powietrze niebieskawy dymek — tak na wpół leżąc, na wpół siedząc, zwrócił głowę ku drzwiom, które tylko stanowiła portyera.
Zaledwie kilka minut upłynęło na rozmyślaniu i odpoczynku, przez portyerę ukazała się ostrożnie i cicho głowa Marcellina, którego oczy okropnie i złowrogo po-