Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

może, tylko szlachetny massa z Monte Vero! mówił Marcellino patrząc czatująco.
Eberhard nie przeczuwając tego co było w sercu czarnego, uśmiechnął się, skłonny do łatwo objaśnić się dającego zaufania.
— Zgadłeś Marcellino, jestem Eberhard de Monte Vero, i możesz udać się zemną!
— Eberhard de Monte Vero! powtórzył czarny nieco głos zmieniając — dziękuję, massa, biedny murzyn pójdzie z massą do lasów — o, już teraz Marcellino jest zdrów zupełnie!
Ten przez Fursoha nastawiony morderca, który zrobił minę najwdzięczniejszego na świecie murzyna, jednak wpatrując się w Eberharda, pod kocem morderczą broń bezpiecznie w swojéj fai ukrywał, powstał aby ucałować lekką szatę człowieka, dla którego przygotowywał sztylet — ten szatan w ludzkiéj postaci, jeszcze pożądliwszy krwi niż ów złoczyńca, którego w téj chwili był kreaturą, przycisnął usta do odzieży najszlachetniejszego z ludzi.
— Nie tak Marcellino, ty wcale nie będziesz niewolnikiem, — który się poniża, ale człowiekiem wolnym, który się uczciwie żywi, pracą rąk swoich — możesz także i ożenić się, abyś w moich osadach razem z braćmi wesoło mógł pracować, a wdzięczności twojéj dowiedziesz mi, gdy będziesz pilny i wierny!
— Marcellino uczyni wszystko co massa mówisz! powiedział murzyn i odrzucił z siebie nakrycie.
— Poleź do jutra, poczém będziesz mógł wstąpić ze mną do Rio, trzymaj się Sandoka, który cię o wszystkiém objaśni. Do urzędników celnych na wyspie Lages napiszę list, donosząc co się z tobą stało.
Marcellino podziękował kilku słowami, gdy Eberhard z lekarzem wychodzili z kajuty i pożegnawszy go, podnieśli portyerę udając się do pracowni, leżącéj przy owym cudownym salonie, w którym hrabia de Monte Vero niegdyś ugaszczał Anglików.