Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A jednak tak utrzymują, powiedział Franciszek, ale nikt nie widział i nie złapał tego potwora, nikt nie słyszy wołania o pomoc jego ofiary, jaką sobie zawsze wybiera z pośród młodziutkich dziewczątek.
— Pośpieszajmy, Don Serrano, musimy skręcić na ulicę, z której wyszedł ten straszny orszak, bo na niej leży oberża i mieszkanie alchemisty!
Przed domami tej szkaradnej, litości godnej ulicy, której nieczystość i ubóstwo jeszcze było większe jak na ulicy Toledo, stali oburzeni mieszkańcy i opowiadali sobie, że przed dwiema prawie godzinami słyszeli lekkie jęczenie, ale nikt z nich na nic nie zważał. W tem nagle wyszła z mieszkania owa matka, wołając na swą dziesięcioletnią pięknie i pulchnie rozwijającą się córkę, której od niejakiego czasu nie widziała. Przeczuwając coś złego, jak to często się zdarza mocno tkliwym macierzyńskim sercom, cała wzburzona przeszukała ulicę — w tem przy szynku Pod Ostrowidzęm, w pobliżu ulicy Toledo, nagle ujrzała jak wyskoczyła jakaś czarna postać i wnet w cieniu domów znikła. Ze zgrozą i przerażeniem, na miejscu, które ów straszny człowiek tylko co opuścił, postrzegła jakiś przedmiot — przystąpiła bliżej — znalazła swoje dziecię, i z okropnym krzykiem rzuciła się na bladą zabitą, niewinną dziewczynkę.
Królowa i margrabina mocniej nasunęły swoje kaptury, i prowadzone przez Serranę, szybko przeszły obok nędznych domów.
— Widzicie tam w tyle chatkę na końcu ulicy, tam cel naszej wycieczki, szepnęła Izabella.
— Zdaje mi się, że zaraz tam będziemy, odpowiedział Franciszek, kontent, że postrzega przed sobą otwarte pole, że straszliwą uliczkę szczęśliwie za sobą pozostawia — tu Najjaśniejsza Pani, jest daleko w tyle zbudowana chatka!