Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakkolwiek Don Serrano śmiało i odważnie zwykł był patrzeć w oczy każdemu naturalnemu przeciwnikowi z ciała i krwi, ale na myśl o krążącej między żołnierzami wieści, opanowało samotnego jakieś dziwne uczucie! W tem zdało mu się, że w ciemnym końcu korytarza, tam gdzie znajdowały się drzwi od parku, rzeczywiście widzi jakiś cień, jakąś postać.
Wiedział, że drzwi od parku zawsze były zamknięte; miałyżby to one wydać gwiżdżący odgłos?
Niepodobna! A jednak — Franciszek wstał po cichu i z bardziej natężoną uwagą spojrzał w korytarz — ale wzrok go nie mylił — z daleka z ciemnego końca przybliżała się z wolna coraz wyraźniejsza postać — Franciszek chwycił za szpadę — zimny mróz przebiegł mu po plecach, gdy szeroko otwartemi oczami dostrzegł to czego sobie wyjaśnić nie mógł; — szare zjawisko jak cień, w długim płaszczu na ramiona zarzuconym, w czerwonym hiszpańskim kapeluszu, mocno na twarz naciśniętym, zbliżało się powoli wzdłuż słabo oświetlonego korytarza — teraz przyszło do krużganku — ani śladu rysów twarzy, ani ręki u tej postaci widać nie było — żołnierze pomiędzy filarami, przerażeni, z modlitwą na ustach usuwali się i żegnali.
Cień króla wędrował po pustym korytarzu, od parku aż ku gmachom regentki.
Nie słychać było żadnego wołania: „kto idzie!“ żaden szyldwach nie odważył się wstrzymać widma w jego pochodzie i zaalarmować z nadstawionym bagnetem — znikło w krużganku z ich oczu i coraz bardziej zbliżało się do odwachu królewskiej gwardji.
W tem Serrano z łoskotem otworzył szklane drzwi, oddzielające go od zjawiska.
— Kto jesteś? i dla czego w nocnej godzinie śmiesz krążyć po korytarzach? — zawołał.