Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/615

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drugi brzeg i jeszcze szybciej pobiegła dalej między drzewami.
Na koniec zdało się jej, że niedaleko pod krzakiem widzi leżącego człowieka. Krzyknęła więc przelękniona i zbliżyła się ku niemu; bez tchu prawie i łzami zalana przypadała i ramionami objęła nieruchomego starca!
Lecz trzeba było działać, być silną, bo może jeszcze pomoc była możliwą, gdyż stary Martinez był jeszcze ciepły.
Bez zwłoki zatem znowu pobiegła do strumienia, nazbierała wielkich liści i przyniosła w nich świeżej wody, ochłodziła czoło starca i wlała mu kilka kropel w usta; potem gdy ujrzała, że Martinez leży nieruchomy, rzuciła się na niego z okrzykiem rozpaczy.
Starzec otworzył zaćmione oczy.
— Ojcze Martinezie, ocućcie się! zawołała Henryka i znowu skropiła skronie pustelnika. O! spojrzyj na mnie, spojrzyj twojem szacownem, zacnem okiem choć raz i przemów do mnie!
— Co się stało, moja córko? grobowym głosem wyrzekł omdlały starzec, który zaledwie zdołał otworzyć powieki. Sądzę, że się zbliża moja ostatnia godzina!
— Ol nie mówcie tak, ojcze Martinezie. Cóż pocznie wasza córka Henryka? gdzie znajdzie przytułek, jeżeli od niej odejdziecie?
— U mojej siostry Juanny — powiem ci wszystko — muszę ulżyć mojemu obciążonemu sercu — chodźmy do chatki — tam się o wszystkiem dowiesz! prawie bez głosu wyszeptał stary Martinez i połknąwszy nieco chłodzącej wody, chciał wstać. Nie mogę, moja córko! członki moje wypowiadają mi posłuszeństwo; czuję, że jestem bliski skonu.
Henryka przemocą łzy swoje wstrzymała.