Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/613

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Troje mieszkańców lasu oddalonych od świata i od jego dzikich obyczajów, przedstawiało miły obraz; spokojna samotność była dla nich błogą, chociaż w duszy każde z nich miało miejsce, którego dotknąć nie śmiało!
Wtem nagle jednego dnia stary Martinez siedząc w gęstym lesie, uczuł, że żyły mu sztywnieją. Noc zaćmiła mu wzrok, mimowolnie wyciągnął ramiona żądając pomocy, ale zaraz utracił siły i przytomność. Starzec leżał jak bez życia w pustym lesie; zachodzące słońce wpadło przez otwór liści na śmiertelnie blade jego oblicze, którem padł na mech.
Nadchodziła ostatnia godzina starego Martineza, anioł śmierci rozpostarł już nad nim swoje skrzydła, aby go przenieść do wiecznego światła przed tron sędziego Boga, aby zdał przed nim rachunek z krwawej winy, na życiu jego ciążącej.
Stary pustelnik lękał się tej godziny — wiódł życie w niedostatku i modlitwie, aby się do niej przygotować, a jednak zaskoczyła go ona jeszcze zawcześnie, bo nawet swojej ostatniej woli nie mógł powierzyć ludziom, którzy mu w ostatnich latach ulgę przynieśli, którzy mu je tak błogo rozjaśnili!
Henryka i jednooka niecierpliwie oczekiwały powrotu starego Martineza. Zwykle regularnie wracał do chatki o zachodzie słońca — teraz już noc zapadła! Obie więc z niecierpliwem oczekiwaniem stały przede drzwiami pustelni i słuchały czy nie nadchodzi — ale żadnego głosu, żadnego kroku nie słychać było w lesie.
— Muszę go poszukać, rzekła nakoniec trwożliwa Henryka; wierzcie mi, że musiał mu się jakiś przypadek przytrafić!
— Ale gdzie go po nocy znajdziesz? Las taki wielki i rozległy ostrzegała jednooka.
— Znam różne miejsca, w których Martinez chętnie